czwartek, 20 marca 2014

Jadwiga Ostromęcka - Modzelewska i Mirosław Modzelewski






 Jadwiga Ostromęcka-Modzelewska 

 Mirosław Modzelewski


Jadwiga Ostromęcka- Modzelewska

 Jadwiga, najstarsza córka Piotra i Michaliny Ostromęckich. Żyła w latach   1902r. - 1979r.. Urodzona w Kuraszowicach koło Kamieńca Podolskiego najstarsza córka założyciela szkoły i jedyna spadkobierczyni majątku, która tu pozostała. Uzyskała maturę w 1924 roku u Urszulanek w Lublinie, a potem skończyła Szkołę Rolniczą w Snopkowie.
Mieszkańcy Tomaszowic opowiadają o mezaliansie, który córka dziedzica popełniła wychodząc za mąż za rządcę majątku, starszego o ponad 20 lat Mieczysława Modzelewskiego. 

Mirosław Modzelewski

Jadwiga Ostromęcka - Modzelewska


Jadwiga i Mieczysław mieli 4 dzieci: Jerzego (ur. 1934 r. - mój tata, dziadek moich dzieci), Michalinę (ur. 1937 r.), Marię (ur. 1939 r.) i Piotra (ur. 22 lipca 1944 r.) Podobno, wydziedziczona z powodu tego małżeństwa przez rodzinę, zamieszkała w rządcówce (budynek biblioteki). Źródła rodzinne nie potwierdzają jednak tych opowieści. Przeciwnie – wspominają  Jadwigę jako sympatyczną, zdecydowaną osobę i ładną pannę, a w „Testamencie” z 2 kwietnia 1944 r., kierowanym do jednej z córek matka pisze: Z rzeczy już jest wydzielona Jadzia - to co używa niech będą Jej wszystkie. Książki Jej, które są u nas, proszę Jej zwrócić .
Całą wojnę spędziła w Tomaszowicach. Po wkroczeniu komunistów podobno wypędzono ją z pałacu i nakazano mieszkać w chałupie bez dachu. Mimo przeciwności, uczyła w szkole od roku 1947 do 1970, z kilkuletnią przerwą we wczesnych latach 50., a z czasem pozwolono jej powrócić do pałacu, w którym mieszkała do lat 60., kiedy to przeniosła się na stałe do Lublina. W szkole uczyły się jej dzieci, a córki Michalina i Maria były wymieniane wśród najlepszych w nauce i zachowaniu.
W pamięci swoich uczniów i kolegów zapisała się jako osoba ciepła i zdecydowana. Wielu pamięta jej stałe powiedzenie - „aniołeczku’. Sprzeczne są opowieści o jej charakterze i wykształceniu. Jedni twierdzą, że była nieokrzesanym podlotkiem, pozbawionym rozsądku w sprawach uczuciowych (zapewne z powodu zamążpójścia), że zachowywała się dziwacznie, np. zanosiła różne rzeczy i jedzenie biednym, choć sama nic nie miała. Inni mówią, że była osobą wszechstronnie wykształconą, znającą doskonale francuski, prawdziwą arystokratką, damą w każdym calu. Niewątpliwie musiała znać języki francuski i niemiecki, skoro uczyła ich w szkole.

Nie za bardzo rozumiem, czemu uznano małżeństwo z mym dziadkiem za mezalians, ponieważ i on ma pochodzenie szlacheckie o czym świadczy nasz herb rodowy Bończa.