W pierwszym momencie myślałam , że jest to zupełnie fikcyjna opowieść o kocie, który stał się astronautą, ale wcale tak nie jest. Tak naprawdę nie wiem ile jest w tej książce fikcji literackiej a ile prawdy, lecz wiem jedno - główny bohater istniał naprawdę i faktycznie poleciał w kosmos 18 października 1963 roku.
Książka opowiada jak do tego doszło, a na koniec opisuje jak przebiegał lot. Od pierwszych stron i opisu walki Feliksa ze szczurem, oraz upadku kota z wysokości 7 pietra, nie mogliśmy oderwać się od lektury. Cała nasza trójka polubiła Feliksa i odkąd trafił do ośrodka kosmicznego, razem z nim przeżywaliśmy jego kurację oraz testy, które musiał przejść przed lotem w kosmos. Żeby nie było za łatwo, kot Feliks miał konkurencję w postaci innych kotów sprowadzonych na badania. Do ostatnich chwil nie było pewne, czy to on będzie leciał rakietą... Nie zdradzę Wam całej fabuły, ani szczegółów jak Feliks znalazł się w ośrodku kosmicznym, bo co to byłaby za frajda z czytania jej :).
Moja Patrycja uwielbia ilustracje w książkach. Naszym zdaniem Artur Gołębiowski, który je wykonał, spisał się świetnie. Bardzo nam się one podobają.
Książka jest napisana lekko, ciekawie, a fabuła bardzo wciąga. Główny bohater jest bardzo pozytywną postacią, którą tak jak pisałam wcześniej polubiliśmy od samego początku. Dawno nie czytałam tak ciekawej książki dla dzieci od około 5 roku życia mimo, że wydawnictwo poleca tę książkę dzieciom dopiero od 7 roku życia. Moja Patrycja nie miała problemu z jej zrozumieniem.